•  

         

        Julia Fortuna

         

        Kobieta idealna

         

        Wskazówki starego mosiężnego zegara kominkowego zatrzymują się na godzinie drugiej po południu.

        – Pora obiadu – cieszy się Walenty Nowogoński. Taka radość jest niespotykana
        – zupełnie, jakby trafił szóstkę w totka lub dowiedział się, że Legia zakwalifikowała się do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Odkąd w kuchni Walentego stery objęła krzyżówka Magdy Gessler i Ewy Wachowicz, myśli mężczyzny koncentrują się wokół jedzenia. Na początku był sceptyczny wobec pomysłu wydania kilkunastu tysięcy złotych na osobistą kucharkę, ale gdy producent owego produktu zapewnił go, iż kobieta posiada także inne opcje, takie jak pranie, sprzątanie, a nawet dotrzymywanie towarzystwa, Nowogoński poczuł się wniebowzięty. Wyborny bigos, zadbany dom, czyste ubrania, a w dodatku ładna buźka są wszystkim, czego Walenty potrzebuje do szczęścia. Jego była żona bez przerwy narzekała. Miała po dziurki
        w nosie kariery kury domowej, pragnęła wyzwolenia i, jak sama to określiła, prawdziwego mężczyzny. Odeszła. Walenty nawet nie próbował jej zatrzymywać. Nie czuł do niej absolutnie nic, przez rozpad związku stracił jedynie obraz z salonu oraz dwa kilogramy. Zrozumiał, że kobiety to istne utrapienie – ciągle chodzą naburmuszone, niezadowolone, zwracają uwagę wyłącznie na wygląd i liczbę zer na koncie, a potrzeby swoich partnerów spychają na plan dalszy, o ile nie na najdalszy. Od jakiegoś czasu nawet zaczynają się buntować, żądają równouprawnienia, odmawiają gotowania czy dbania o porządek
        w domach. Jakby tego było mało, dochodzi masa rozwodów, zdrad, spraw w sądzie i kłótni. Funkcjonowanie z prawdziwą kobietą to niemała udręka. Na szczęście teraz wszystko się zmieniło.

        Florian Wyszyński, który ukrywa się pod pseudonimem Zeus, pewnego dnia doznał olśnienia, prawdopodobnie za sprawą nowego ,,Blade – Runnera’’ i stworzył coś, czego nigdy wcześniej nie było na polskim rynku. Kobiety – hologramy, inspirowane boginiami
        i boginkami greckimi rozeszły się jak świeże bułeczki. Każdy samotny mężczyzna chciał zaśmiać się feministkom w twarz i mieć w domu własną Kallisto czy Demeter, która wyręczałaby go we wszystkim. Po co podejmować trud znalezienia kobiety idealnej, skoro można dostać ją za jednym przelewem? Fakt, sztuczna inteligencja sporo kosztuje, ale gwarantuje spokój. Pieniądze zwrócą się po paru miesiącach – hologram po prostu istnieje
        i służy swojemu właścicielowi. Nie potrzebuje nowych ubrań, kosmetyków, butów, nie wychodzi z domu i nie wydaje oszczędności w restauracjach czy kawiarniach. Kobiety Zeusa są niemalże perfekcyjne – ich jedyną wadą jest brak uczuć. One po prostu nie są zdolne
        do kochania. Niektórzy uważają to za ogromny defekt, inni za drobnostkę. Grupa druga uważa bowiem, iż w dzisiejszych czasach miłość jest warta tyle, co polskie komedie romantyczne z Karolakiem w obsadzie. Walenty przekonał się o tym na własnej skórze, kiedy Barbara, jego była żona, zrobiła z niego pośmiewisko. Wolności się jej zachciało. Jeszcze czego!

        Walenty, który, jak jego imię na to wskazuje, powinien być mocny, silny i zdrowy,
        z trudem podnosi się z kanapy. Na siłowni ostatni raz gościł w liceum, a zdrowy posiłek zjadł na weselu kuzynki i jej męża weganina. Na szczęście teraz, gdy dzieli dom z Metydą, nie musi przejmować się swoim niechlujnym wyglądem i brzuchem piwnym. To nie ona od niego wymaga, a on od niej.

        – Co dobrego dziś przygotowałaś? – pyta ciekawsko Nowogoński, wkraczając do kuchni. Ku zdziwieniu mężczyzny, na stole nie ma absolutnie nic, nawet talerza. Marzenia
        o zjedzeniu pysznych gołąbków, kaszy, kotleta mielonego, tudzież łazanek prysnęły niczym bańka mydlana. Walenty rozgląda się po pomieszczeniu i zauważa kolejną niedopuszczalną rzecz – nieumyte naczynia. Metyda miała wywiązać się ze swojego obowiązku już wczoraj
        po kolacji!

        – Dla ciebie? Nic – odpowiada niezwykle chłodno hologram. Ton kobiety ani trochę nie podoba się Walentemu. Wyszyński zapewniał, że jego produkty są pozbawione jakichkolwiek uczuć. Powstania rodem ze starożytnego Rzymu miały nie wchodzić w grę.

        – Miałaś posprzątać.

        – Nic nie miałam. I nie muszę. Sam sobie sprzątaj. – Metyda piorunuje mężczyznę wzrokiem. Nowogoński nie dowierza własnym uszom. Czyżby ktoś pod jego nieobecność włamał się do domu i przeprogramował Metydę?

        – Chyba robisz sobie ze mnie żarty. Czyżbyś zapomniała, kto rządzi w tym domu?

        – Powinien rządzić ten, kto o niego dba. Ty tego nie robisz. Ja również nie mam zamiaru dłużej za ciebie harować.

        Miarka się przebrała – myśli Walenty i zdecydowanym krokiem podchodzi do Metydy. Pragnie złapać ją za barki, potrząsnąć i jakoś przywołać do porządku – nie po to wydał kupę forsy, żeby teraz użerać się ze zbuntowaną babą. To byłby szczyt wszystkiego. Niestety, jak to z hologramami bywa, nie można ich dotknąć. Metyda uśmiecha się szyderczo i przenika przez Walentego, niczym duch przez ścianę. Chyba nie bez powodu Grecy zwali
        ją uosobieniem przewrotności.

        Mężczyźnie opada szczęka. Stoi jak słup soli i z wytrzeszczonymi oczami patrzy, jak Metyda triumfalnie opuszcza jego kuchnię. Coś poszło źle. Coś musiało pójść źle. Ta sytuacja nie może być jego winą, zapewne wkradł się jakiś błąd do systemu Metydy. Walenty wzdycha i sięga po komórkę. Wchodzi na stronę internetową Zeusa i zaczyna przeglądać katalog produktów. Skoro z pierwszą kobietą mu się nie udało, druga na pewno okaże się lepsza.

        Do trzech razy sztuka. Może Temida go nie zawiedzie.

         

        E - człowiek, Marta Szakiel, kl. II c1


        Agnieszka Wójtowicz IIIa

         

        DZIWY

        Już mnie przestało dziwić całe zło na świecie.

        I ,,piękne rzeczy’’ też mnie już nie dziwią.

        Której szuflady bym nie otworzyła,
        coś nowego z niej wyjdzie, wypłynie, wypełźnie,

        Ale na mnie nie robi wrażenia.

        Już mnie nie zaskakują złość ani nienawiść,

        Bo cały świat jest nimi przepełniony.

        Gdzie nie spojrzę, ktoś płacze, ktoś krzyczy, ktoś krzywdzi.

        Jadę autobusem, idę ulicą, zamykam się w czterech ścianach

        I marzę o jakimś zdziwieniu.

         

        DO NIEGO

        Dużo z siebie daję,

        A tak mało biorę.

        Patrzę w głąb duszy,
        Gdy ty nawet nie otwierasz oczu.

        Chcę być dla ciebie domem,

        A nie przystankiem w długiej podróży.

        Praktykuję rozczarowania,

        Lecz wciąż pielęgnuję naiwność.

        Może zakwitnie kiedyś pięknym zdziwieniem?

         

        DLACZEGO

        Dlaczego wszystko mknie tak szybko?

        Szybko i nieuważnie,

        Bez refleksji i bez sumienia.

        Nie myślimy, nie pytamy, nie żałujemy.

        Nie patrzymy w oczy, nie rozmawiamy, wystarczają nam kciuki.

        Klikamy,  nie słuchamy.

        Krzyczymy, nie kochamy.

        Czy musi tak być?

         

          Ikarowy lot, Oliwia Jagodzka, kl. IIc1

         


        Julia Fortuna

        Discipulus temporis nostri

        Studenci pierwszego roku dzielą się na wiele grup – na odpowiedzialnych, nierozsądnych, leniwych, pracowitych… Można by je wymieniać je jeszcze przez długi czas,
        ale,  jak wiadomo, czas to pieniądz, marnowanie go na nieistotne wyliczanki byłoby po prostu bezsensowne. Istnieją jednakże dwa szczególne rodzaje studentów, nad którymi warto się pochylić i poświęcić im parę minut z niezwykle krótkiego (z perspektywy wieczności) życia.

        Student zazwyczaj jest usamodzielniony lub kompletnie nieprzystosowany do życia
        na własny koszt. Niestety, z roku na rok liczba zaradnej, samofinansującej się młodzieży maleje, a na forach internetowych coraz częściej widzi się idiotyczne pytania o obsługę pralki, kuchenki gazowej czy żelazka.

        Teraz wypada podać przykład typowego studenta samodzielnego. Z uwagi na powolne wymieranie tego gatunku i drobne kłopoty ze znalezieniem takowego osobnika, od razu przejdźmy do studenta nieprzystosowanego do funkcjonowania poza rodzinnym domem. Dwudziestoletni Arkadiusz studiuje inżynierię biomedyczną na Wydziale Elektroniki, Telekomunikacji i Informatyki Politechniki Gdańskiej, a po godzinach stanowi wzór
        do naśladowania dla przyszłych pokoleń maminsynków i niedorajd. Barbara Gościniak,  matka młodego prokrastynatora (lub jak kto woli – leniwca), winą za nieporadność syna obciążała samą siebie, więc kiedy pewnego dnia Arkadiusz w dość nieprzyjemny sposób oznajmił swojej rodziciele, iż wynosi się od niej w cholerę i jego noga już nigdy więcej nie postanie nie tylko w Łodzi, ale nawet na całej Ziemi Łódzkiej, ona z uśmiechem na twarzy spakowała jego manatki i odprowadziła syna na stację kolejową. Pierwsze cztery miesiące błogiego spokoju zleciały Barbarze jak z bicza strzelił, lecz wraz z nastaniem stycznia kobieta zaczęła powoli tęsknić za synem, ba, nawet brała pod uwagę opcję namówienia go na powrót do Łodzi. Jak on sobie tam radzi, sam jak palec, w obcym mieście, bez dobrej pracy
        i rodziców? – zastanawiała się Barbara. Czarne myśli nie dawały jej spokoju, toteż wpadła na genialny z jej punktu widzenia pomysł złożenia Arkadiuszowi niezapowiedzianej wizyty. Jak postanowiła, tak zrobiła. Zakup biletów i kilkugodzinna jazda do Gdańska wydawały się Basi czymś bardzo męczącym, w rzeczywistości jednak  okazały się błahostką przy tym, co kobieta zastała po przyjeździe. Akademik, w którym aktualnie powinien przebywać Arkadiusz, okazuje się  nowo otwartym ogrodem zoologicznym. Basia jest święcie przekonana, że Google Maps sprawiło jej psikusa, dla pewności zakupuje więc tradycyjną mapę w kiosku i uważnie ją studiuje. Niestety, zaczyna mieć pewne obawy. Adres ewidentnie się zgadza, wygląd budynku z zewnątrz także. Skąd więc pomysł na nową nazwę? Barbara, chcąc rozwiać wszelkie wątpliwości, wkracza do Akademika-ZOO niczym inspektor sanitarny do nadmorskiej budki z kebabem i żąda natychmiastowych wyjaśnień od siedzącej za ladą kasjerki.

        – Dzień dobry – mówi, siląc się na uprzejmy ton.

        – Dobry. – Dziewczyna zerka na Basię i głośno wzdycha. Jak widać nie pracuje tutaj
        z powołania. – Bilet normalny czy seniorski?

        – Żaden. Chcę odwiedzić syna. Miał tu mieszkać w okresie studiów.

        – Nazwisko syna?

        – Gościniak.

        – Niech to, najdzikszy gatunek. Proszę za mną. – Wstaje niespiesznie i skłania kobietę, by szła za nią. Barbara niepewnie podąża za dziewczyną. Sam napis ‘’Prosimy nie dokarmiać zwierząt’’ daje jej do zrozumienia, że z mieszkaniami studenckimi to miejsce ma tyle wspólnego, co Bałuty z ciszą i spokojem. Gościniak spodziewa się wielu rzeczy, począwszy od węży pełzających na wolności, a na Arku tresującym małpy kończąc, ale nie wpada
        na pomysł umieszczenia młodych ludzi w oszklonym pojemniku. A to właśnie widzi
        w pierwszym zwiedzanym pomieszczeniu. Człowieka w terrarium. Po krótkiej obserwacji Basia dochodzi do wniosku, iż, choć obiekt za szybą z pozoru wygląda normalnie, swym zachowaniem budzi uzasadniony niepokój.  Tabliczka informacyjna wyjaśnia Barbarze wiele:

        Ireneusz

        Eirenaios

        Gatunek zagrożony wyginięciem. Ambitny na początku, na końcu zrezygnowany. Za dnia chodzi na zajęcia, w nocy pracuje. Żywi się zupkami Vifon oraz parówkami. Planuje pracować za granicą, skończy w warszawskiej korpo. Izoluje się od znajomych, telewizor uruchamia tylko wtedy, gdy skaczą Stoch i Kubacki.

        Ireneusz, rzecz jasna, nie jest sam. Jego sąsiada także ciekawie opisano:

        Bartłomiej

        Bar Tholomai

        Gatunek pod ścisłą ochroną. Jest przodkiem kawoholika domowego. Fan Marvela
        i Gwiezdnych Wojen. Nie stać go na kino, filmy ogląda wyłącznie na CDA. Bartłomiej często wydaje całą wypłatę na Tigery z żabki. Notatek nie robi, spisuje je od naiwnych koleżanek.

        Widząc przerażenie malujące się na obliczu Barbary, jej pilotka postanawia skierować
        kobietę gdzie indziej. To miejsce najwyraźniej nie nadaje się dla osób z jej pokolenia.

        – Pani syn jest w klatce na samym końcu. Skręci pani w lewo za ptaszarnią i znajdzie się delikwent, w klatce rzecz jasna. Proszę nie rzucać mu chleba ani nie robić zdjęć z fleszem.

        Każdy  kolejny obserwowany żywy okaz wydaje się w gorszym stanie. Influencerka Nikola, alternatywka Aniela czy fanatyk Lechii Gdańsk Bazyli wydają się jednak tylko swego rodzaju wprowadzeniem do… Ptaszarnia, skręt w lewo, Barbara żwawym krokiem zbliża się do celu. Parę metrów przed ogromną klatką widzi czerwone ostrzeżenie:

        Zachować czujność. Ryzyko pogryzienia.

        Och nie, czy to…?

        Arkadiusz

        Arkadikós

        Ssak uzależniony od Netfliksa i Kanapki Drwala. Nie potrafi zagotować wody na herbatę. Oblewa większość egzaminów w trakcie sesji. Arkadiusz ma tendencję do spóźniania się
        na zajęcia i nagrywania profesorów na snapchacie. Po alkoholu staje się wulgarny. Występowanie : rozległe tereny krainy wiecznej szczęśliwości i beztroski.


        Zuzanna Pietrasik

        Do Ziemi

         

        Nie bądź taka ofensywna, moja Ziemio.

        Nie walcz o mnie tak zaciekle.

        Zabierz mi nieco powietrza

        i wody przydział mi zmniejsz.

        Wtedy docenię twój gest.

        Wtedy wybuchnie protest

        twoich Ziemian.

        Dla Ciebie.

          Po trupach do celu, Oliwia Jagodzka, kl. II c1


        Julia Fortuna

        Caeca est invidia

        Panie G. i H., dwie nieurodziwe Greczynki, okupują stolik w Coffee Joint – jednej
        z lepszych kawiarni w Atenach. Jedynym minusem tej miejscówki jest jej nazwa, która sugeruje, że robią tam skręty. A nie robią. Głównym bohaterkom nie przeszkadza ta drobna niedogodność, jako że obie do czynienia z marihuaną mają wyłącznie na platformie Netflix, kiedy ich mężowie oglądają „Narcos” z wypiekami na twarzy. One, damy żywcem wyciągnięte z żurnala, nie zaprzątają sobie głowy takimi menelskimi sprawami.

        Kobiety od dobrych trzydziestu minut plotkują i popijają gorzką jak ich słowa kawę. Nie zostawiły suchej nitki na swoim koledze z młodzieńczych lat, a teraz, już trochę znudzone, poszukują kolejnej ofiary.

        – Spójrz! – Pani G. kładzie na stole telefon z załączoną stroną Facebooka. – Afrodyta poleciała z mężem na Limnos.

        Druga, niby od niechcenia, zerka na wyświetlacz, choć w rzeczywistości umiera z ciekawości.

        – To niedorzeczne, żeby wybrać się tam tuż przed samymi świętami.

        (Ciekawe, kiedy Doroteusz postanowi mnie gdzieś zabrać.)

        – Nie wstyd jej paradować w tak skąpej sukience?

        (Muszę dowiedzieć się, gdzie ją kupiła.)

        – Patrz, ile dostała pozytywnych komentarzy. Na pewno kazała swoim znajomym je napisać.

        (Dlaczego wszyscy ignorują moje zdjęcia i posty?)

        Siedzą, wpatrują się w fotografię Afrodyty przez kolejne minuty i żadna z nich nie chce przyznać na głos, że zżera ją zazdrość. Choć obie głośno krytykują zachowanie, ubiór czy nawet pozę młodszej koleżanki, zapytane o to, czy chcą zamienić się z nią miejscami, energicznie twierdząco pokiwałyby głowami (o ile stać byłoby je na szczerość).

         (Pani G. myśli: Chciałabym mieć tak zgrabną figurę jak ona.)

         (Pani H. myśli: Dałabym się pokroić za takie piękne włosy.)

        I wciąż myślą, wyzywają, oczerniają, tworzą historie wyssane z palca i udają, że świetnie się przy tym bawią. Poza tym nie mają sobie nic do powiedzenia. O ile pani G. przez sekundę robi się żal Afrodyty i żałuje, iż pokazała przyjaciółce zdjęcie, o tyle pani H. nie ma skrupułów w wieszaniu psów na Bogu ducha winnej dziewczynie. Co może być bardziej ekscytującego od obrzucania błotem innych ludzi?

        – Myślę, że ona go zdradza. Przy takim brzydalu mało która pozostałaby wierna.

        – Na pewno wyszła za niego dla pieniędzy.

        (Szkoda, że mój Hezychiusz tyle nie zarabia.)

        Rozmyślania o tym, ile pieniędzy Hezychiusz faktycznie dostaje w pracy, a ile mógłby, gdyby (głąb!) poszedł na lepsze studia, przerywa pani G. wejście Hery. Pierwsze, co rzuca się w oczy przyjaciółkom, to kosztowna torebka, którą Hera ma przy sobie. Błyszcząca listonoszka przypomina nieszczęśniczkom (zadowolonymi z życia nazwać ich nie można)
        o marnych pensjach partnerów i konieczności kupowania ubrań w podrzędnych sieciówkach. A płeć piękna nie lubi być tak brutalnie uświadamiana o swojej niższości.

        Kobiety mają dwie możliwości – dosiąść się do koleżanki lub jej nie zauważyć.  Trzeba być naiwnym, by myśleć, że wybiorą pierwszą opcję. W ostentacyjny sposób ignorują Herę, która macha do nich na powitanie, i przystępują do operacji pacyfikacyjnej skierowanej przeciwko Herze.

        – Słyszałam, że ona i Zeus  się rozwodzą. Zostawił ją dla młodszej. – Panią G. jako pierwszą świerzbi język. Może, zamiast wydawać pieniądze na nieskutecznych pogromców tłuszczu w tabletkach, powinna zainteresować się kupnem podręcznika dobrych manier?

        – Tak to jest, kiedy nie ma się nic ciekawego mężowi do zaoferowania. No, ale co od niego dostała, to jest i będzie jej. Samochodów i biżuterii mu nie odda.

        Pani H. poza schabowym i przypalonymi zazwyczaj ziemniakami również nie oferuje swojemu partnerowi za wiele, ale przecież nikt nie musi o tym wiedzieć, prawda?

        – Jak tak na nią patrzę, to nawet mi jej szkoda. Biedna, nocami musi wypłakiwać oczy
        w poduszkę.

        Faktycznie, pani G. może być szkoda, ale nie Hery, a samej siebie – bo kiedy w kawiarni zjawia się Zeus z bukietem róż, pani G. przypomina sobie, że ostatni raz dostała zwiędłą różę od męża na walentynki dziesięć lat temu. Całus na przywitanie i maślane oczka Hery nie wskazują na rozwód, wręcz przeciwnie, spotkanie przypomina romantyczną randkę.
        Randkę! O istnieniu tego słowa panie H. i G. zapomniały już dawno temu, ich wyjścia
        z partnerami ograniczają się do porannej mszy w niedziele i obiadków u teściów. Przykre? Dla nich z pewnością, dla Hery niekoniecznie.

        Przyjaciółki, wściekłe jak osy, nagle nie mają sobie nic do powiedzenia. Pozostaje im liczyć na to, że Afrodyta wróci z Limnos z poparzeniami słonecznymi, a kawa Hery i Zeusa będzie wyjątkowo obrzydliwa.

        – Cóż… podobno Persefona zdradza Hadesa z Adonisem…

           Ida Woźniak, kl. Icg


        Julia Kubiak

        Katharsis

        Pakujemy ludzkie tragedie

        w plastikowe opakowania

        z odpowiednią etykietą.

        Po starannej selekcji.

         

        Modyfikujemy aromaty, polepszacze smaku

        i stosujemy je,

        bo nie tolerujemy cierpienia,

        jeśli nie jest ładne.

         

        Prometeusz

        gdyby Zeus naprawdę chciał ukarać Prometeusza

        nie przykułby go do skały

        skazałby go na męki

        wśród ludzi

        dla których tytan się poświęcił

        wtedy dopiero ten

        który cierpiał przez miłość dla ludzi

        poznałby

        smak samotnego cierpienia


        Julia Denys
         

        Dlaczego   

        godzina goni godzinę

        w popłochu giną myśli

        w ciemnych zakamarkach pamięci

        szukam odpowiedzi

        dlaczego wciąż świeci słońce

        dlaczego dzieci giną

        po co umieramy

        co daje nam życie

        skoro się kończy

        błądzę w labiryncie myśli

        ubieram je w słowa

        by się o nie potykać

        godzina goni godzinę

        zegar życia tyka

         

         

        Dzieciństwo


        pamiętam

        zapach marzeń

        (zmieszany z watą cukrową)

        smak szczęścia

        (lodów waniliowych)

        aromat wygranej

        (medal z czekolady)

        ukochany głos

        (mól książkowy tata

        czytający bajki o smokach)

        ciepło

        (dłoń mamy na mojej głowie)

         

        dziś dziwię się

        że tak trudno o zachwyt

        małymi rzeczami

        czekam

        na powrót do przeszłości

         

         

        Mędrcy świata

        Spytałam niegdyś babcię

        o nowe zmarszczki:

        Czy to objaw większej mądrości?

        Poskarżyła się tylko, że kości ją bolą.

        Spytałam więc dziadka:

        Czy z wiekiem przybywa doświadczenia?

        Czy człowiek uczy się, jak być człowiekiem?

        A on na to wymijająco, że szkoda gadać

        i lepiej zapomnieć, ot co.

        Chciałam zajrzeć w głąb siebie

        oczami babci i dziadka.

        Nic nie zobaczyłam.

        Na odpowiedź

        muszę  czekać do starości.


        Kalina Łabuz

        ***

        dlaczego mi to zrobiono

        kimkolwiek jesteś

        gdziekolwiek jesteś

        odpowiedz

         

        miałeś karać złych a dobrych nagradzać

        pozwól mi zrozumieć

        niesprawiedliwość

         

        chyba że cię nie ma

         

        powiedziano mi o twoim istnieniu

        czy mogę umówić się na rozmowę

        należy mi się wyjaśnienie

        jeśli nie w sprawie wieczności

        to przynajmniej w sprawie ostatnich trzech lat

         

        chyba że cię nie ma